Reżyser Andy Goddard posiada spore serialowe doświadczenie. Na tym tle film SET FIRE TO THE STARS wydaje się być wielkim i poważnym projektem. I takim z pewnością jest, biorąc pod uwagę temat, którego podjął się Goddard. W tych kilkudziesięciu minutach ujął skrawek życiorysu poety Dylana Thomasa oraz jego kontrowersyjnej przyjaźni z amerykańskim poetą/znawcą literatury Johnem Brinninem. Czym była ta relacja dla obu Panów? Dla Brinnina była to próba zetknięcia się z geniuszem, którego wielbił, którego chciał pokazać światu, amerykańskiej publiczności, nie myśląc o ryzyku, które niosło się wraz z reputacją Thomasa. Dla poety zaś, wyjazd do Stanów wydawał się odskocznią od anglosaskiej nudy i powojennej stagnacji.
Obraz nakręcono w czarno-białej konwencji, która wprost idealnie oddaje atmosferę zadymionych knajp lat 50-tych wypełnionych unoszącym się, cudownym, jazzowym pomrukiem. Tak zbudowana atmosfera pogłębia uczucie przygnębienia, dodaje ostrości i pobudza wyobraźnię. W tak ułożonej przestrzeni idealnie wkomponowują się cudowne zdjęcia. A na ich tle prym wiedzie piekielnie dobry duet aktorski Elijah Wood - Celyn Jones.
SET FIRE TO THE STARS nawiązuje do wiersza Dylana Thomasa "Miłość w domu obłąkanych". Wprawdzie prowodyrem, głównodowodzącym fabule jest postać Johna Brinnina, tak faktycznie jest to film o burzliwym okresie, pierwszej wizyty w Stanach poety. Wizyty osnutej sporą ilością wypitej gorzały, knajpianych burd, domowych rozrób i mocno kontrowersyjnego zachowania Thomasa. Geniuszom wybacza się wiele. Nałóg poety naznaczony jest wewnętrznym cierpieniem, hiper wrażliwością, nieumiejętnością poradzenia sobie z otaczającą rzeczywistością, którą przeciętny człowiek traktuje gruboskórnie. Dylan topi swe smutki, Dylan boi się swych myśli, Dylan ucieka od odpowiedzialności, bo to ona sprawia, że wraca na twardą ziemię, na której z wizytą mu nie po drodze.
Z pewnością obraz Goddarda nie należy do najłatwiejszych. To spokojny, kameralny i subtelny film obarczony sporą dawką ludzkich ułomności, słabości i wad. Obraz ten nie jest jednak pozbawiony humoru. Mnie do teraz rozbawia myśl o scenie przy kolacji z poważnymi, nadętymi i nadmuchanymi swoją przezajebistością profesorami Yale. Dylan, jak nikt inny potrafił wetknąć kij w mrowisko i jak nikt inny zrobić to tak inteligentnie i dosadnie, by kij ten utkwił głęboko.
Moja ocena: 7/10
LOVE IN THE ASYLUM
A stranger has come
To share my room in the house not right in the head,
A girl mad as birds
Bolting the night of the door with her arm her plume.
Strait in the mazed bed
She deludes the heaven-proof house with entering clouds
Yet she deludes with walking the nightmarish room,
At large as the dead,
Or rides the imagined oceans of the male wards.
She has come possessed
Who admits the delusive light through the bouncing wall,
Possessed by the skies
She sleeps in the narrow trough yet she walks the dust
Yet raves at her will
On the madhouse boards worn thin by my walking tears.
And taken by light in her arms at long and dear last
I may without fail
Suffer the first vision that set fire to the stars.
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))