Tak, jak myślałam, nie specjalnie przypadł mi do gustu. Zresztą pierwszą częścią też nie byłam zafascynowana. I najprawdopodobniej nie zostanę już fanką Sherlock'a Holmes'a w wydaniu Guy'a Ritchie.
Nie uważam, że jest to zły film. Ma swoje momenty złe i bardzo dobre. Zdecydowanym mankamentem jest czas i rozwleczona fabuła. Ale i ona ma swoje perełki. Sceny z lokajem brata Sherlock'a są mega zabawne. Problem w tym, że nie humor i efekty stworzyły mit genialnego detektywa. Pewnie przesadzam, ale to schiza wyniesiona z serialu o Sherlock'u na którym de facto wyrosłam. Ta magia suspensu i tajemniczości kojarzy mi się wyłącznie z opowiadaniami Poe i Conan Doyle'a. Ci co wyrośli na PSIE BASKERVILLE'ÓW z 78r., czy na ekranizacjach opowiadań Edgara Allana Poe z niesamowitym Vincent'em Price w roli głównej będą wiedzieli o jakim klimacie mówię. A ta część, jak i poprzednia jest pozbawiona wszystkiego na czym oryginalnie zbudowana jest ta postać.
Zdaję sobie sprawę, że w wersji Ritchie'go nie o dreszcze chodzi, raczej o rozbawienie widza i sprzedaż starego poczciwego detektywa w nowej współczesnej wersji superbohatera. Razi mnie to i Sherlock'a jasnowidza, telepatę absolutnie nie kupuję. Jest sztuczny. Jak balon nadmuchany do gigantycznych rozmiarów, wyłącznie na potrzeby marketingowe. Aby sprzedać, aby sprzedać, aby sprzedać.
I chyba pozostanę już przy swoich schizach, więc jeśli Sherlock to tylko w wydaniu najbliższym oryginałowi, jeśli Ritchie, to ja tęsknię za tym ze SNATCH, czy LOVE, STOCK AND TWO SMOKING BARRELS. Jednak jestem w pełni przekonana, że młodsza widownia uzna tą wersję za fascynującą.
Moja ocena: 5/10
A mi się film podobał - nawet bardzo :) I z pewnością jestem fanką Sherlocka :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna recenzja :)
Pozdrawiam
Amandine
filmdine.blogspot.com