W przypadku Keanu Reevesa jestem totalnie nieobiektywna. Jeszcze nie wyrosłam z podkochiwania się w tym dość leciwym aktorze, a mogłabym przybrać szaty cierpiętnicy i urodzić mu stado wrzeszczącej dzieciarni. No i jak w związku z tym ominąć 47 RONINÓW ? Mając tak miękkie kolana, po prostu się nie da.
To dziwadło byłoby naprawdę znośnie, gdyby nie cała baśniowa otoczka i wygibasy, które przywołują w pamięci obraz PRZYCZAJONY TYGRYS, UKRYTY SMOK. Problem w tym, że jego chiński odpowiednik miał fabułę, która trzymała się w ryzach i absolutnie pasowała do konwencji. W przypadku 47 RONINÓW pomieszanie baśniowej aury z historią i kulturą Japonii pasuje tu, jak za przeproszeniem, świni siodło.
Ale zacznijmy od początku. Przyglądając się temu, co działo się na ekranie dochodzę do wniosku, że to niezłe romansidło z dramatem w tle. Wyrzutek społeczności japońskiej, mieszaniec, grany przez Reevesa musi spłacić dług wdzięczności wobec rodziny, która w dzieciństwie go przygarnęła. Mimo swego oddania i niezwykłej lojalności bohater jest traktowany marginalnie przez klan. Jedyną osobą, która darzy go niezwykłym uczuciem jest córka jego Pana. Gdy ten popełnia seppuku bohater wraz z grupą roninów postanawia pomścić jego śmierć i ocalić córkę przed przymusowym małżeństwem.
O dziwo film ogląda się lekko, głównie za sprawą mieszania konwencji melodramatu, fantasy, czy filmu przygodowego. Z pewnością każdy może tu coś dla siebie znaleźć. Fajnie prezentuje się również CGI, charakteryzacja i lokacje. Problem pojawia się w budowaniu akcji i dramatu. Fascynacja i miłość między bohaterami jest sztuczna i mało przekonywująca. Absolutnie brakuje tutaj chemii. A dramat poddanych pozbawionych swego Pana bardziej przypomina gonitwę za własnym cieniem, niż faktyczną tragedię i rozpacz. Oliwy do ognia dolewają baśniowe wtręty w postaci smoków, stworów, czy czarownicy przybierającej zwierzęcą postać. Nie powala również aktorstwo i drażni angielski dubbing. 47 RONINÓW to po prostu nieudana produkcja aspirująca do grona filmów przygodowych. Ale na Keanu zawsze i wszędzie bardzo chętnie popatrzę ;-)
Moja ocena: 4/10
Ładne zdjęcia widzę, nawet bardzo ładne :) A baśniowy klimat nawet mnie zachęca.
OdpowiedzUsuńTo prawda ładne, to naprawdę główne atuty tego filmu... charakteryzacja, scenografia i lokacje... zdjęcia wypadają bardzo malowniczo.
Usuń