Japończycy mają zwariowane pomysły, ale pomysł z tym filmem przerósł samego siebie. Kompletny cudak w azjatyckim, tfu, japońskim stylu. Szał, eksplozja kolorów, dziwacznych postaci i zdarzeń, których powiązanie może odkryć wyłącznie geniusz lub/i Japończyk.
FISH STORY, to z jednej strony tłumaczenie tytułu, z drugiej wątek wokół którego porusza się fabuła. FISH STORY to tytuł piosenki o samotności, tak bzdurnej, że znaczenia nie ma sensu się doszukiwać. Nie będę spojlerować, ale zakończenie filmu zdradza nam etymologię tych słów, ukazuje nam wiązkę połączeń nerwowych pomiędzy piosenką FISH STORY, a odrębnymi nowelami w filmie i przedstawia sens dotychczasowych absurdów. Nie da się ukryć, ta historia to mega oryginalny, odjechany, nabuzowany energią twór z głowy upalonego autora.
Yoshiro Nakamura, którego poznałam za sprawą fajnej komedii CHONMAGE PURIN, pod przykrywką zbliżającej się apokalipsy kreśli komedię przypadków, które pod koniec filmu nabierają nowego znaczenia. Seria zbiegów okoliczności, przypadkowych wydarzeń i wydawałoby się niespójnych historii stanowi tło dla głębszej myśli. Nakamura pokazuje nam jak zgoła przypadkowe zdarzenia oraz nieznani sobie ludzie mogą mieć ogromny wpływ na przyszłość. Z drugiej strony autor wyśmiewa ludzką skłonność do nadinterpretacji, do doszukiwania się głębi tam, gdzie jej nigdy nie było. Ta zdolność dorabiania ideologii do treści w filmie przybiera dwie formy: katastroficzną, destrukcyjną oraz dodającą otuchy i motywującą do działania.
Niestety Japończycy mają skłonność do rozwlekłych historii, a ta taką właśnie jest. Dwie rewelacyjne nowele - próba ratowania porwanego statku i wątek z tłumaczem są przezabawne. Większość jednak filmu jest dziwnym kolażem nostalgii i absurdu. Nie twierdzę jednak, że film jest kiepski. Scenariusz jest mistrzowski. Schemat z odrębnymi historiami, które finalnie łączą się w jedną całość nie jest niczym odkrywczym w kinie. Jednak sam pomysł na fabułę i poprowadzenie historii jest cudowny. Widz do końca nie ma świadomości, co się w tych nowelach kryje i co jest tak istotnego w przewijającym się wątku tytułowej piosenki. Końcówka staje się pełnym zaskoczeniem i to najmocniejszy punkt filmu.
Moja ocena: 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))