Ron Burgundy nieokrzesany troglodyta. Człowiek o intuicji pantery i ptasim móżdżku dla którego Juliusz Cezar to zawodnik NBA, a psychiatra to wróżbita o zdolnościach telepatycznych. Jego osobisty czar sprawia, że kobietom miękną kolana, a faceci kulą ogony. Telewizyjny heros, wytyczający nowe granice w przekazywaniu wiadomości. Większość tych cech wynika jednak z typowej dla bohatera nieświadomości i głupoty. Jak kot, zawsze ląduje na czterech łapach. Wyjdzie cało z każdej opresji. Nie zawdzięcza tego swej przenikliwości, czy inteligencji, ale zwykłej zasadzie, że głupi ma zawsze szczęście.
Nowa odsłona poczynań mojego ulubionego prezentera wiadomości jest niezwykle zabawną opowieścią o początkach 24-ro godzinnych programów informacyjncych, typu CNN. Oczywiście prawdy historycznej, czy chronologii wydarzeń nie ma się tu co doszukiwać. To czysta forma parodii, która gdzieś między słowami, licznymi żartami, przygłupimi postaciami i kretyńskimi dialogami niesie przesłanie. Burgundy w swój własny, oryginalny i nieprzeciętny sposób szturcha naszą czujność uśpioną napływem nieistotnych wiadomości. Gdzieś tam na dnie tej komedii przedziera się na światło dzienne smutna świadomość o komercjalizacji mediów, o subiektywnym przekazie dziennikarskim i zatraceniu najważniejszego celu, jaki mediom przyświecał - dostarczanie informacji. Informacji opiniotwórczych, rzetelnych, istotnych, przekazywanych obiektywnie, bez ingerencji osób postronnych lub zaangażowanych. Burgundy pokazuje media jako nieistotny kubeł śmieci i absurdów, sztucznie podsycanych, wyłącznie po to by wzburzać, wywoływać skrajne emocje, zastraszać. Ta pogoń za sensacją, za bulwersowaniem stała się czynnikiem nadrzędnym. Czynnikiem, który ma za zadanie stymulować nasze emocje i manipulować naszą świadomością.
Jak zwykle, rozebrałam film do części pierwszych, a tak faktycznie jego zadaniem jest rozbawienie nas do łez. I tak się dzieje. Burgundy i jego Spółka kolorowych przyjaciół to kalejdoskop przeróżnych irracjonalnych zachowań. To piekielnie zabawne dialogi i humor cięty, ostry, obalający hipokryzję i ukazujący istotę rzeczy. Burgundy ma czujniki nastawione na zakłamanie. Każdy odbiór najmniejszych cząstek wzburza jego myśl, która automatycznie kieruje się wprost na język. A potem zalewa nas fala szowinizmu, ksenofobii i rasizmu w tak uroczym wydaniu, że można tylko kłaść się pokotem, niźli pluć z oburzenia. Burgundy wyśmiewa poprawność polityczną, nadwrażliwość w wychowywaniu dzieci, czy profesjonalizm prezenterów. ANCHORMAN 2 od drugiej połowy lekko zwalnia, jednak obsada jest bezbłędna, a i cameo pod koniec filmu mocno zaskakuje.
Poczucie humoru jest oczywiście kwestią wysoce indywidualną. Jednak jeśli ktoś pokochał Rona w roku 2004, pokocha i w 2014.
Moja ocena: 7/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))