Zachęcona filmem THE DYNAMITER wracam do kina niezależnego. I po raz kolejny się nie zawiodłam, wręcz utwierdziłam swój pogląd, że kino niezależne ma się dobrze, opowiada ciekawe historie i ukazuje je w niebanalny sposób. A wszystko skompresowane w pięknej wizualnej bańce, którą nam umila równie cudowna ścieżka dźwiękowa. Ostatnimi czasy trudno znaleźć w kinie "mejnstrimowym" taką produkcję, która by zachwycała pod względem fabuły, aktorstwa, zdjęć i muzyki włącznie. W GWIAZDECZCE znalazłam wszystko to, czego od dobrego kina oczekuję.
Nie będę Wam zdradzała za bardzo fabuły, ponieważ pewną kwestią, która w trakcie seansu się wyłoniła byłam bardzo, ale to bardzo zaskoczona. Bowiem ani bohaterka, ani jej zachowanie, czy wygląd nie sugerowały takiego obrotu zdarzeń. To bardzo ciekawa fabularna bomba wpuszczona w sam środek powolnie sączącej się akcji, która nagle rzuca na historię i jej bohaterów zupełnie nowe światło. Zaczynając jednak od początku...
Tytułową Gwiazdeczką wabi się pies bohaterki. Dziewczyny młodej, pięknej (nogi prawnuczki Hemingwaya są jak schody do nieba, cudo), trochę zagubionej. Trudno ją zakwalifikować i wpuścić w odpowiednią szufladkę. Ani z jej zdołowane emo, ani znudzona życiem dziewoja, wot, zwyczajna dziewczyna, wynajmująca pokój z przyjaciółką, która stanowi jej absolutne przeciwieństwo. Pewnego pięknego dnia, nasza bohaterka postanawia umeblować swój pokój i na wyprzedaży kupuje od starszej Pani termos, który posłuży jej za wazon. Okazuje się jednak, że ów termos wypełniony jest sporej wartości gotówką. Od tej chwili bohaterka przeżywa standardowy dylemat: oddać, czy zatrzymać ?
Film w głównej mierze opowiada o dojrzewaniu, o umiejętności podejmowania trudnych decyzji i przełamywaniu wewnętrznych barier oraz otwarciu się na drugiego człowieka. Przyjaźń, jaka rodzi się w bólach pomiędzy bohaterką, a starszą kobietą jest naznaczona bólem i wyrzutami sumienia. Jednak z czasem przeistacza się w zupełnie nową emocję. Emocję, którą zarówno bohaterka, jak i jej nowa przyjaciółka nie potrafią w pełni określić. Jedno jest pewne, jak deszcz w lipcu, że ta właśnie przyjaźń zmieni wewnętrznie nasze bohaterki.
Ta opowieść jest absolutnie pozytywna, choć pozostawia dwuznaczne zakończenie. Myślę jednak, że mimo gorzkich przeżyć w końcówce filmu, pozytywne emocje z tą przyjaźnią związane są silniejsze niż rozgoryczenie. Przyjaciel nie pies, potrafi zawieźć. Wszystko zależy jednak od tego na ile jesteśmy w stanie zrozumieć swoją potrzebę i potrzebę drugiej osoby. Jeśli nie ma tragedii, wszystko można wybaczyć.
Podobnie, jak THE DYNAMITER obraz jest wizualną perełką. Może zdjęcia nie są tak poetyckie, ale ujęcia są równie ciekawe i ładne. Uwagę przykuwa również ścieżka dźwiękowa, a właściwie ambientowe plumkanie jednego z moich ulubionych muzyków pod pseudonimem Manual. Również aktorsko film nie zawodzi. Dree Hemingway wydaje się być tutaj osobą na właściwym miejscu. Bardzo fajną kreację zołzowatej, starszej Pani stworzyła Besedka Johnson, która stała się dla mnie takim samym odkryciem, co June Squibb z NEBRASKI.
Polecam STARLET. To jedna z tych produkcji tzw.perełek, które albo się wyłapuje w tłumie przeróżnych tytułów filmowych, albo omija nieświadomie. Z pewnością zwrócę większą uwagę na poczynania twórcy Seana Bakera, który wydaje się być człowiekiem z wizją i ma totalnie wylane na mejnstrim, o czym mogą świadczyć sceny zahaczające o filmy porno. Cóż powiedzieć więcej, jestem bardziej niż zadowolona.
Moja ocena: 7 (choć to bardziej 7,5)
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))