Przyjemnie jest od czasu do czasu znaleźć produkcję azjatycką, która spełnia wszystkie kryteria, które od tego kina oczekuję. Kim Jee-woon po rewelacyjnym filmie OPOWIEŚĆ O DWÓCH SIOSTRACH stworzył trzymający w napięciu dramat rozgrywający się w środowisku lokalnych mafiozów.
Głównemu bohaterowi - Sun Woo, szef przydziela mało skomplikowane zadanie. Przez 3 dni ma obserwować jego młodą kochankę, którą podejrzewa o romans. Sun Woo to bardzo lojalny i posłuszny pracownik. Konsekwentnie pilnuje interesów swego bossa, jest bezwzględny i zimny jak stal hartowana. Zadanie niestety okazuje się zbyt trudne. Sun Woo zamiast spełnić prośbę szefa poddaje się skrywanym emocjom wobec dziewczyny i tym samym staje się pierwszym nazwiskiem na liście ofiar swego Pana.
Historia buduje się powoli. Nie jest to klasyczne kino gangsterskie. Główny nacisk kładzie się na bohatera i jego wewnętrzne rozterki między uczuciem do dziewczyny, a lojalnością wobec szefa. W drugim tle rozgrywa się walka o władzę konkurentów Sun Woo oraz rodzin mafijnych. Bohater uchodzi za jednego z najlepszych morderców, a jednocześnie jego krnąbrność i pewność siebie przynoszą mu wielu wrogów. Akcja zawiązuje się w momencie wymierzenia kary przez szefa gangu na bohaterze. Obraz nabiera rumieńców i tempa. Bohater nie tylko musi ujść z życiem z najbardziej niewiarygodnych sytuacji, ale i samemu wymierzyć karę swym oprawcom. Zemsta, którą zaplanował wbrew pozorom nie jest słodka. Jak sam tytuł sugeruje to słodko - gorzka pigułka, którą bohater mimo woli musi przełknąć. Owa gorycz pojawia się wraz z koniecznością podjęcia trudnych decyzji. Bohater musi wybrać między lojalnością, gangsterskim kodeksem i własnym sumieniem.
SŁODKO-GORZKIE ŻYCIE, jak na produkcję południowo-koreańską, zahaczającą o motyw zemsty jest historią dość specyficzną. Specyfika kryje się w nieśpiesznej budowie akcji, w ważeniu emocji, w powolnym zawiązywaniu fabuły, wrażliwości, nostalgii i sentymentalności. Te emocje trochę na przekór gatunkowi przełamywane są serią brutalnych scen, torturami i bijatyką. Sporo jest tu również humoru i karykaturalnych postaci. No i genialnie wypadł jeden z moich ulubionych południowo-koreańskich aktorów Lee Byung-hun.
Trudno ocenić jednoznacznie ten obraz. Jest to swego rodzaju przemieszanie klasycznego, azjatyckiego kina akcji z dramatem człowieka, który od samego początku zdaje sobie sprawę z tragizmu swoich wyborów i decyzji. Rzadko się bowiem zdarza w kinie brutalnym romantyczny bohater. I te filmowe oksymorony to największy atut tego filmu. Przynoszą wiele świeżości w zryty schemat i nadają lekkości cierpieniu i śmierci. Po raz kolejny Kim Jee-woon mnie nie zawiódł, choć emigracją zarobkową do USA z lekka mnie do siebie zraził.
Moja ocena: 8/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))