Ulrich Seidl, zaraz po Michaelu Haneke to mój ulubiony austriacki reżyser. Ba! Powiem nawet, że należy do czołówki reżyserów, na których filmy czekam najbardziej.
Seidl po trylogii RAJ opuszcza, mam nadzieję chwilowo, fabularny fach i wraca do gatunku, z którego wyrósł - dokument. Ten projekt nie należy do widowiskowych, bo i filmy Seidla takimi nie są. Przyzwyczaił nas do swoich klaustrofobicznych, ciasnych, symetrycznych i statycznych ujęć. Seidl, jak nikt inny dopracował niemal do doskonałości oko obserwatora, chłodne, wykalkulowane i obiektywne. Seidl bowiem nie ocenia, oceny pozostawia nam, widzom. W swoich obrazach, zarówno fabułach, jak i dokumentach obserwuje i słucha, a do nas samych należeć będzie analiza.
Seidl po trylogii RAJ opuszcza, mam nadzieję chwilowo, fabularny fach i wraca do gatunku, z którego wyrósł - dokument. Ten projekt nie należy do widowiskowych, bo i filmy Seidla takimi nie są. Przyzwyczaił nas do swoich klaustrofobicznych, ciasnych, symetrycznych i statycznych ujęć. Seidl, jak nikt inny dopracował niemal do doskonałości oko obserwatora, chłodne, wykalkulowane i obiektywne. Seidl bowiem nie ocenia, oceny pozostawia nam, widzom. W swoich obrazach, zarówno fabułach, jak i dokumentach obserwuje i słucha, a do nas samych należeć będzie analiza.
Seidl opuścił spragnione miłości i akceptacji bohaterki serii RAJ. Wraca na ziemię, a tam zagląda w miejsca, które są przeznaczone wyłącznie dla wybranych - w piwnice. Z pozoru przeciętne domostwa, z jak najbardziej przeciętnymi domownikami, a w nich skrywane tajemnice, mroczne pasje, a czasami marzenia przeplatające się z bólem. Seidl dobrał sobie oryginalnych bohaterów, jakby chciał nam pokazać, że za fasadą ułożonego, racjonalnego i nowoczesnego austriackiego społeczeństwa skrywają się jednostki mocno oderwane od tego schematu. Po seansie W PIWNICY można odnieść wrażenie, że głośna historia Fritzla nie jest czymś zaskakującym i osobliwym. Bohaterowie Seidla przybierają maski zgodnie z oczekiwaniami i normami społecznymi, jednak za fasadą skrywają ból, kompleksy, fiksacje, którym dają upust w piwnicach swych domów.
Po seansie W PIWNICY można zadać sobie pytanie o zasadność tego dokumentu? Czy Seidl chciał pokazać, że mimo upływu lat niewiele się w ludziach zmieniło? Nadal strach budzi agresję, a ta znajduje ukojenie w bólu, cierpieniu, czy umiłowaniu zaprzeszłych symboli. Haneke w swych filmach pokazuje zło tkwiące w człowieku w najczystszej formie, gdy tymczasem Seidl naświetla nam jej bardziej wyrafinowaną, uśpioną wersję. Wymowna staje się scena końcowa kobiety w klatce. Współczesność z całym swym systemem nakazowo-zakazowym, tym co jest poprawne, a niepoprawne, co jest trendy, a co faux pas potrafi przyprawić o frustrację. Może tajemnice skrywane w piwnicach bohaterów są sposobem na wygenerowanie z siebie emocji, które na co dzień muszą w sobie tłamsić.
Sam dokument nie jest najlżejszą formą z możliwych. Osoby nieprzyzwyczajone do oryginalnego stylu Seidla, który z resztą od lat stosuje, mogą poczuć się znudzeni. Mnie fascynuje świat oczami Seidla, niebanalny, momentami przerażający, smutny i chłodny, a mimo to taki prawdziwy.
Moja ocena: 7/10 [mocne 7,5]
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))