SZTUKA KRADZIEŻY to mało porywający kryminał z gatunku heist movie. Dzięki wprowadzonej sporej dawce humoru film ogląda się bez większych przeszkód, jednak schematy i klisze całkowicie zabijają jego potencjał. Myślę, że nie jest to wina scenariusza. Zarówno dialogi, jak i charakterystyka postaci wypadają tutaj bardzo in plus. Obwiniam za to reżysera, którego brak polotu jest wyczuwalny, a i realizacyjnie film momentami przypominał tanie produkcje z kina B.
Nicky i Crunch to dwójka braci parających się niecodziennym fachem. Panowie kradną dzieła sztuki i nie specjalizują się w taniosze. Kiedy młodszy z braci po jednej z wpadek wydaje policji swojego brata, ten po latach wpadnie na genialny pomysł na zemstę.
W SZTUCE KRADZIEŻY uwagę przykuwa z pewnością obsada. Wracający do łask Kurt Russel i Matt Dillon. Wtórują mu Jay Baruchel, za którym zbytnio nie przepadam i dystyngowany Terence Stamp.
Szkoda, że reżyser położył ten film na łopatki, bo z pewnością tkwi w nim spory potencjał. Fabuła skoncentrowana na intrydze, ciekawy twist w końcówce, zabawne dialogi, fajnie zarysowani bohaterowie... tylko ta realizacja. Nie dość, że Warszawa to Bukareszt i specom od scenografii nie chciało się nawet zmienić nazwy rumuńskiej stacji metra na warszawską, do tego dwie wiejskie baby w metrze rozwaliły mój system. Dodajmy widoczny efekt pracy na green screenie, który wypada naprawdę dziadowsku i cała frajda z filmu tonie w czeluściach miernoty.
Moja ocena: 5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))