Australijski aktor Joel Edgerton postanowił pójść w ślady reżysera i nakręcił thriller DAR. Pamiętam trailer, który nota bene zachęcił mnie do seansu. Jason Bateman, znany jest głównie z ról komediowych, wcielił się tutaj w kompletnie inną rolę, podejmując próbę zerwania z wizerunkiem komedianta, co uznałam za ciekawe. Cóż, sam film jest dobrze i sprawnie zrealizowany i braku umiejętności reżyserskich, czy aktorskich Edgertonowi zarzucić nie można. Niestety charakterystyka postaci jest tu piętą achillesową.
Film opowiada o młodym małżeństwie, Simonie i Robyn, które po problemach przeprowadza się do innego miasta. Ona zajmuje się domem i ociera łzy z dawnych dramatów, on robi biznesową karierę. Oboje wydają się być zgodni i szczęśliwi. Spokój szybko zakłóca dawny kolega Simona ze szkoły, Gordo. Jego częste wizyty odbierane są przez Simona za natrętne. Jedynie żona wykazuje się życzliwością wobec nowego gościa. Relacje tej pary zaczną się psuć, gdy na jaw wyjdzie mroczna przeszłość Simona z czasów szkolnych.
Od strony technicznej nie można nic filmowi zarzucić. Sprawna opowieść ujęta w ładnych obrazkach. Do tego dorzucimy całkiem przyzwoite role tercetu Edgerton-Bateman-Hall i możemy uznać film za dobry. Niestety nie pasuje mi charakterystyka postaci. Film rozwija problem szkolnej przemocy. Wprawdzie nie jest to główne tło filmu, ale jest solidną bazą. Historie szkolnej przemocy dość wyraźnie są w kinie zarysowane i wynurza się z nich jasny obraz agresora i ofiary. Najczęściej ofiara, gdy już dorośnie odnosi sukcesy w życiu zawodowym i prywatnym, a agresor kończy w pace z pięcioma wyrokami na karku, zapijaczoną żoną i wrednymi bachorami. Tak wygląda przeciętny schemat i trzyma się on kupy. Tutaj jest na odwrót. To agresor jest facetem z sukcesem, a ofiara zahukanym gościem z problemami emocjonalnymi. Ten schemat również ma ręce i nogi, problem w tym, że nie pasuje on do zarysowanych postaci. Ułożony Simon, który nagle wpada w agresywną furię i uprzejmy, sympatyczny Gordo, który sam nie wie co chce.
Czasami oglądając filmy czujemy, że coś nam w nich nie pasuje. Jakby ktoś na siłę ze spokojnego i ułożonego labradora zrobił wściekłego, agresywnego rottwailera. I nawet jeśli całość układa się w sensowne dzieło to brak autentyczności zabija odbiór.
Moja ocena: 5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))