Kaligula utkwił mi w pamięci z jednego powodu...na jego seansie w TVP w latach 80-tych rodzice kazali mi wyjść z pokoju :-))) I jak się dzisiaj okazało, słusznie :-)
Za sprawą Tinto Brass'a obraz jest przesiąknięty okrucieństwem i pornografią. Najgorsze jest to, że sceny te łączą się i przeplatają nawzajem bez logicznego uzasadnienia.
Film rozłożyłam na trzy części. Zbyt intensywny przekaz i czas (2.36 min.) były mówiąc kolokwialnie, nie do ogarnięcia.
Nie wiem ile prawdy, ile fałszu jest w scenariuszu, ale biorąc pod uwagę "Żywoty cezarów" Swetoniusza, nie wiele odbiega od opisu. I może to właśnie boli najbardziej. Liczę tylko na to, że Swetoniusz w swym dziele, był mocno nieobiektywny :-).
Film broni się jednak genialnymi rolami aktorskimi. Jest młody McDowell i Mirren, O'Toole i Gielgud. O ile ci ostatni zagrali role raczej epizodyczne, o tyle McDowell i Mirren mieli większe pole do popisu. Jak szpetna rola Kaliguli by nie była, szaleństwo w oczach McDowella jest wręcz namacalne. Nie sposób go lubić, czy nie lubić, on po prostu, naturalnie przekazuje pełną odrazę do Kaliguli, jako człowieka. I nad tym nie trzeba się zastanawiać, to po prostu widać.
Moja ocena: 6/10