Z cyklu kolejna komedia dla kretynów.
Miało być śmiesznie, wyszło żałośnie. Film - klisza. Bohater, który jest aseksualny, niczym mątwa, zrobi wszystko, żeby zaimponować swojej lasce, która ma na niego totalną zlewkę. Nie ważne, że traktuje go jako zmywaka do patelni (sic!), ważne że na bezrybiu i rak ryba. Dokładamy do tego gromadę rozwydrzonych bachorów. Małego Toma Cruise'a, który nie wyszedł jeszcze z szafy, Paris Hilton, dla której słowo "hot" znaczy tyle samo, co hotdog i hottie razem wzięte i adoptowany latynos, który i tak kiedyś skończy jako carwasher, na podjeździe swoich przybranych rodziców. To wszystko zmieszamy nabuzowanym sterydami dilerem narkotyków i mamy mega gówno, które zwą komedią.
Największym mankamentem jest brak zabawnych dialogów. Kilka wyświechtanych wstawek wiosny nie czyni, a szkoda...bo zupełnie nie wykorzystano potencjału Hill'a. Btw. Hill'a, dzięki wielkie, za wersję supersize. Tej wychudzonej, anorektycznej mordy z MONEYBALL bym nie przeżyła.
Najbardziej idiotyczna ze wszystkich, jest jednak rola Sam'a Rockwell'a, który gra znudzonego życiem bandziora od koki i hery. Ja pytam się, czemu ??? I wyję, jak wilk do księżyca. Czyżby, aż taka bryndza w holyłudzie ? Szkoda, szkoda i jeszcze raz szkoda.
Dziwi mnie, że autor takich filmów, jak SNOW ANGELS, czy PINEAPPLE EXPRESS, tak bardzo zjechał z jakości. Może brak pomysłu na film ? Może brak pomysłu na siebie ? Mam nadzieję, że następnym razem będzie lepiej.
Moja ocena: 3/10 (za super fajny oldschoolowy hiphop)