Gdyby autorem tego filmu nie był Fresnadillo (28 WEEKS LATER), a w czołówce nie było Clive'a Owen'a, to nie byłoby takiego bata we wsi, który zagoniłby mnie przed ekran.
Przewracałam się na kanapie jak leniwiec na gałęzi. Próbowałam znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia na zachętę, ale im dalej w las, tym chętniej zbliżałam się ku końcowi.
Ani efekty, których de facto na lekarstwo, ani boski Owen nie sprawili, aby horror ten miał znamiona horroru, czyli postawił mi włosy w pion. Nie mówiąc, o zakończeniu, które totalnie mnie zawiodło. Już łudziłam się, sądząc, że jest sens w zamykaniu szafy przed snem i nie zamykaniu drzwi od sypialni, aż tu.... mój świat legł w gruzach. Nie ma potworów, są tylko choroby wyniesione z dzieciństwa :-)) Swoją drogą nie wiem co gorsze.
Moja ocena: 3/10