Amerykanie lubują się w historiach, w których bohaterowie niczym superheros z komiksów przełamują wszelkie możliwe bariery i osiągają sukces.
Tu superbohaterem jest zapaśnik, który jako pierwszy niesłyszący wygrywa zawody zespołów uniwersyteckich.
Nie powiem, lubię historie o fajterach. Jak osiągają zamierzony cel i są do bólu konsekwentni. Jednak odnoszę wrażenie, że ostatnio trochę za dużo tego typu historii pojawiło się w kinach. THE FIGHTER, THE WRESTLER, FIGHTING, WARRIOR, you name it. Czuję przesyt. Zdecydowanie.
Film ten jest banalny. Ot opowiedziana historia życia jednego chłopaka. Nic nadzwyczajnego, a jednak lekko się go ogląda. Bez znużenia i zniecierpliwienia.
Trzeba przyznać, że amerykanie potrafią dbać o swoich obywateli, jacy by oni nie byli. Cały system stypendiów, niezależny od upośledzenia...cóż, miejmy nadzieję, że skoro nie my to może nasze dzieci... no dobra, wnuki dożyją takich czasów u nas.
Póki co, jest to kawał dobrego filmu "życiowego", ale dupy nie urywa :-)
Moja ocena: 6/10