Jestem ogromną fanką hokeja i już pierwsza scena filmu rozwaliła mnie całkowicie, ukazując pełną esencję tego co lubię w tym sporcie najbardziej...napierdalanie :-)) Na widok walających się na siebie z pianą w ustach kolesi na łyżwach, aż mi się ciśnienie podnosi. Sam miód :-)))
A poważnie, ten film to jedna wielka rozpierducha. Baruchel napisał genialny scenariusz, o wyalienowanym żydku, który wyłamał się z rodzinnej lekarskiej tradycji. Poza masą mięśni i obezwładniającym sierpowym nie ma wiele do zaoferowania. Aż pojawia się szansa i ze zwykłego knajpowego bramkarza zostaje hokeistą. I tu zaskakuje Seann William Scott z wyrazem twarzy "mongoła" i ilorazem inteligencji Foresta Gump'a :-))) Genialna kreacja. Boki zrywałam. Scena w figurówkach made my day !!! :-). Btw.film oparty na faktach.
Zdecydowanie wolę Baruchel'a jako scenarzystę, niż wychudzonego komika. Ale w tym wydaniu łykam dwa na raz :-) Zadbał o najmniejszy szczegół. Każda scena była dopracowana do granic możliwości tylko w jednym celu...miała być zabawna. I była. Cel osiągnięty.
Najlepsza komedia, jaką widziałam w tym roku i mam nadzieję, że Baruchel na niej nie spocznie.
Hokej, duma narodowa każdego porządnego Kanadyjczyka, nabrała nowego wymiaru. A takiego mordobicia na ekranie wieki całe nie widziałam. Czysty testosteron :-)
Moja ocena: 9/10