Jest to przykład filmu, który potwierdza tezę, że świetni, znani aktorzy nie są w stanie podźwignąć filmu, jeśli scenariusz woła o pomstę do nieba, a reżyser z montażystą spali na zajęciach z zawodu.
Film w dwóch słowach jest o zawodowych zabójcach. Czyli znów jeden z moich ulubionych podgatunków thrillera. Nie ma co jednak wymagać rozpierduchy, walających się trupów, czy tryskającej juchy. W zamian dostajemy całe mnóstwo bleblania, bez większego znaczenia dla fabuły. Jest to taka wersja THE EXPENDABLES, tylko ze zdecydowaną przewagą gadaniny :-)
Zabawny jest tu udział Rourke'a. Przez 3/4 filmu widać tylko jego potylicę i bujanie się na krześle. Cóż za wymagająca rola dla aktora z pierwszej ligi. Nie lepszy jest Dean Morgan. Nie wykorzystany staff aktorski można by odliczać. Til Schweiger, długo nie widziana Lili Taylor i Miguel Ferrer, o Mark'u Margolis nie wspominając. Cóż jednak wymagać od aktora, jeśli postać jest drewniana, jak leśna chata, a i tą ilością drewna można by ogrzać nie jedną wioskę.
Szkoda, potencjał ogromny, narzędzia w ręku reżysera również. Zabrakło po prostu talentu.
Moja ocena: 5/10